_08', 'images/klocki_08-over.jpg'); return true;" ONMOUSEOUT="changeImages('klocki_08', 'images/klocki_08.jpg'); return true;" ONMOUSEDOWN="changeImages('klocki_08', 'images/klocki_08-over.jpg'); return true;" ONMOUSEUP="changeImages('klocki_08', 'images/klocki_08-over.jpg'); return true;" href="kontakt.htm" style="color: #ffffff; text-decoration: none; font-family:Verdana, MS Sans Serif">

BEST DUB CD , wyd. Kamahuk , Warszawa 2000

Do najciekawszych zjawisk we współczesnej muzyce dochodzi podczas przyjaznej konfrontacji odmiennych kultur. Jednym z najlepszych przykładów na zilustrowanie tej tezy – i to w skali świata – jest współpraca polskich górali z Białego Dunajca z rastamanami o jamajskich korzeniach grającymi reggae.

Historia tego albumu zaczęła się jesienią 1991 roku. Pieśniarz Norman Grant i instrumentalista Dub Judah nagrali wtedy z kapelą Trebunie–Tutki (Anna, Władysław i Krzysztof Trebunia) muzykę, która wkrótce miała podbić serca słuchaczy w wielu krajach. Kaseta (na płytę przyszedł czas później) „Twinkle Inna Polish Style – Higher Heights” długo i wysoko gościła na światowych listach world music, entuzjastycznie przyjmowali ją także krytycy. Fuzja kocio rozkołysanego reggae ze skocznymi nutkami polskich Tatr była bowiem nadzwyczaj udana. Muzyka brzmiała autentycznie i jednorodnie, a przy tym porywająco.

Trudno było się w tym egzotycznym mirażu śladów szwów, a mimo to dziedzictwo obu kultur było wciąż rozpoznawalne. Co więcej, właśnie przez wzajemny kontekst, w jakim prezentowały się te, tak różne przecież tradycje, słuchacz stawał się bardziej świadomy ich odrębnego dziedzictwa. Z drugiej strony godna chyba uwagi jest teza – nazwiska antropologa, który ją postawił, nie pomnę – że muzyka górali z całego świata jest w jakiś sposób pokrewna. Może to właśnie zadecydowało o niezwykłym porozumieniu Trebuniów–Tutków z Twinkle Brothers.

Album „Best Dub” to zdubowane kawałki T-T & TB. Każdy, kto otarł się o reggae, wie, co to oznacza. Mocniej niż zwykle zaakcentowany, dominujący, głęboki puls basu, zapętlone, zanikające echem krótkie fazy, skąpe wokale – jeśli w ogóle przeszły przez stół mikserski – funkcjonujące w roli rzadkich kolorystycznych ozdobników

"Best Dub" to rasowy dub. Świetny, by się pokołysać, i przyjemny w słuchaniu, jeśli się akceptuje tę formułę – dla niektórych bowiem duby brzmią zbyt monotonnie. Ciekawie zbudowano góralskie smyczki, brak mi jednak trochę Trebuniowych śpiewów. To jednak kwestia osobistych preferencji. Tak czy owak warto posłuchać


Olaf Szewczyk
Gazeta Wyborcza 24.05.2000

historia | aktualności  | skład zespołu  | dyskografia  | kalendarz koncertowy | propozycje programów  |  teksty  kontakt